Obserwatorzy

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 1


Rozdział 1     

Zawsze mi powtarzano, że mogę zostać kim chcę... Zostałem skazańcem swojego losu.


Cud pomyśleć, że normalność dnia codziennego zachowała się jakieś piętnaście minut przed tym wszystkim. A przed czym? Przed wydarzeniem, które odmieniło moje życie - zaraz, nie tylko moje, ale też osób, które w jakiś sposób przeżyły atak maszyn. Jakich maszyn, zapytacie? Przecież mamy rok 2025, tutaj wszystko jest możliwe. Od dziecka marzyłem o latających samochodach, robotach pomagających przy pracach domowych bądź edukacji. Nie musiałem wcale długo czekać. Jakby za pomocą pstryknięcia palca, cuda techniki pojawiły się od tak. Każdy był zachwycony - pierwsze osoby zakupiły T-200, najnowszy a zarazem pierwszy model humanoidalnych form zbudowanych z metalu. To właśnie przez nie żyję teraz w zniszczonym świecie, starając się przeżyć jakieś pięć minut bez patrolu na ogonie.
Doskonale pamiętam ten dzień. Wszystko wyglądało zwyczajnie, nikt nie zdawał sobie sprawy przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Wiecie, co jest najgorsze? Miałem wtedy urodziny, dokładnie trzeciego marca. W moim mieszkaniu było gwarno i wesoło. Już nie mogłem się doczekać, aż dostanę prezent na swoje dziewiętnaste urodziny - motocykl, którego wyczekiwałem z upragnieniem od swojej osiemnastki. Moja mama, Elizabeth właśnie miała przystąpić do krojenia ciasta, jednak jej uwagę odwróciło coś zdecydowanie ciekawszego, mianowicie jasną smugę za oknem, która jakby rozpołowiła niebo. Podążyłem wzrokiem za spojrzeniem swojej rodzicielki. Pierwsze, co przemknęło mi przez myśl, to jakiś wypadek lotniczy, czy coś w tym stylu - jednak grubo się myliłem. Skupiona linia światła wydobywała się wprost z rozbudowanego Centrum - to właśnie tam wszystkie T-200 jak i coraz to nowsze modele posiadały komputer główny. W końcu ktoś musiał nieco kontrolować wydajność wynalazku, aby w razie awarii bądź innych usterek wyłączyć system robota. Spojrzenia moich rodziców jak i moich znajomych, których pamiętam teraz jak przez mgłę, nadal skierowane były w stronę wcześniej wspomnianego zjawiska. Jednak mój wzrok wychwycił coś zdecydowanie ciekawszego. Maszyny, jakby same z własnej woli zaczęły zachowywać się nieco inaczej, niż dotychczas. Ich właściciele wyglądali na nieco zmieszanych bądź przerażonych - nie wiedzieli, o co kompletnie chodziło. Od kiedy T-200 grozi domownikom miotaczem ognia, którego używał wcześniej do podgrzania, dajmy na przykład, zupy.
- Chyba powinniśmy się stąd zbierać. - rzuciłem na szybko do zebranych, obserwując poczynania humanoidalnych form - Nie wygląda mi to na jakiś żart, wiecie? Kiedyś grałem w taką grę, normalnie scenariusz kropka w kropkę.
Nie dało się ukryć, iż uwielbiałem swego czasu grać w gry. Byłem takim typowym no-life'em, jednak z umiarem, ale nie powiem, że to całe granie mi się w ogóle nie przydało - wręcz przeciwnie, w niektórych sytuacjach wiedziałem jak się zachować.
Kiedy to moja mama chciała coś odpowiedzieć, cokolwiek, było już nieco za późno. Drzwi od mieszkania otworzyły się z trzaskiem, obijając sąsiednią ścianę mosiężną klamką. Nie było złudzeń, że to właśnie nikt inny, jak nieproszeni goście w formie zbuntowanych maszyn. Ojciec, siostra, kumple i oczywiście z mamą, z paniką rozbiegli się po moim domku, kiedy tylko zdali sobie sprawę, o co chodzi.
-Jake, tutaj! - krzyknął jeden z nich, nawołując kolegę do siebie, bo stwierdził, że tutaj ma całkiem niezłą kryjówkę. Pech chciał, iż w ten oto niefajny sposób wydał swoje położenie. Maszyny raz dwa zajęły się swoją ofiarą. Zabijały bez skrupułów, a ja... W sumie nie miałem co ze sobą zrobić. Nie wiedziałem, czy ratować siebie, czy rodzinę. Rzuciłem się po kluczyki od swojego prezentu, a z tego co zapamiętałem, leżały w kuchni. Wszystko wydawało się nader proste - obejść roboty, które znęcały się nad wrzeszczącym Jayce'em i uciec jak najdalej od tego miejsca. Jednak jak zwykle coś musiało mi nie wyjść - jeden z oprawców zwrócił na mnie uwagę i swym robotycznym, nieco powolnym krokiem skierował się wprost na mnie. Cholera, akurat teraz... pomyślałem. Bez namysłu chwyciłem patelnię w swoje dłonie, uprzednio chowając kluczyki do tylnej kieszeni. Co sekundę, jego cel był coraz bliżej - aż w końcu nadszedł idealny moment do wyprowadzenia ataku. Brzdęk patelni, która uderzyła naszego wroga prosto w łeb rozeszła się po całym pomieszczeniu, jak nie mieszkaniu. Zdawałem sobie sprawę, że takie działanie może nic mi nie dać, jednak zdziwiłem się. Robot runął na podłogę, jednak jak wskazywała jego kontrolka zasilania na jego piersi, nadal pozostawała podświetlona na zielono. Nie myśląc dłużej nad zaistniałą sytuacją, wybiegłem wprost do swojego garażu. Ignorowałem rozmowy maszyn, było to całkiem przerażające. Wolałem tego nie słuchać, żeby nie stracić swojej odwagi najwyraźniej spowodowanej sporą dawką adrenaliny. Po pięciu bądź sześciu minutach nie było już po mnie śladu, a pojazd, na którym się poruszałem wydawał całkiem miły dla ucha pomruk, który wzmagał się na każdej prostej drodze bez samochodów kiedy to nieco przyspieszałem. Nie wiedziałem, dokąd jadę, byle z daleka od mojego miejsca zamieszkania, gdzie zostawiłem swoich kumpli i rodzinę na pastwę losu.

Nazywam się Alex Charms, a oto moja historia.

***

6 komentarzy:

  1. Ciekawie piszesz ;) Masz przyjemny styl a ja lubię fantasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Już za tydzień nowy rozdział. :)

      Usuń
  2. Zapowiada się obiecująco
    http://happinessismytarget.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się jak najlepiej rozwinąć fabułę, dzięki za wsparcie. ^^

      Usuń
  3. Wynosisz blog na wyższy poziom.
    Naprawdę miło się czyta.
    Mam nadzieję, że szybko dodasz nn.
    http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się bardzo fajnie :) Bedę odwiedzac. :)
    Obserwuje :) http://cherryskyblogg.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń